Powstał nowy dział : Moje Wnętrza. Będę się w nim dzieliła z Wami postami z mojego mieszkania. Żeby oszczędzić sobie trochę pisania, sporo o historii zakupu tego mieszkania przeczytacie w gościnnym wpisie u Joli, która rozpoczęła arcyciekawy cykl „Życie na kredycie”. Odsyłam tam Was po kawałek swojej historii –> klik.
To, co możecie przeczytać w tamtym wpisie prowadzi de facto do mojego obecnego mieszkania.
Początek historii
Ale jak wspomniane, owego wieczoru, wyłączyłam niechcący moje wymagania. I tak sobie radośnie powróciłam z przyjaciółmi do szczenięcych lata, w przerwach zerkałam na ekran komputera aż zobaczyłam:
„No so ty”- odpowiadam jej. I chociaż bez przekonania, umawiam się następnego dnia.
Parkując samochód, dzwonię do mamy bo ogarnia mnie jakieś dziwne podniecenie:
Wchodzę do salonu. Ciągnie mnie od razu do balkonu, chociaż na tamten dzień nie cierpiałam wieżowców, wręcz uważałam iż mam lęk wysokości.
Jak weszłam do tego salonu wiedziałam, że chcę kupić tą nieruchomość. I wcale jeszcze nie zobaczyłam widoku. Chodziło o kanapę. W wizualizacji wcześniej wspomnianego mieszkania, poza czerwoną kuchnią z szachownicą była właśnie pomarańczowa kanapa. Wiem, są tacy, którzy mają w nosie takie kosmiczne sygnały, ale ja nie jestem na to obojętna. Coś poczułam. Ten klimat lat 60-tych. Wszystko stare, ale bardzo zadbane.
I widok. Wówczas była co prawda zima, ale widok dosłownie zapierał dech w piersi!
Panorama miasta Łodzi ujęła mnie za serce. Coś mi zabulgotało w żołądku. Jak się odwróciłam do Mamy, nim zobaczyłyśmy pozostałe pokoje, to matula powiedziała:
– Oho, zdaje się, że moja córcia się zakochała i chyba musimy usiąść do stołu:)
A kluski, trzeba Wam wiedzieć, to moje ulubione danie! Chwilę później siedzieliśmy na pomarańczowej kanapie i negocjowaliśmy. Były to najdłuższe i najbardziej emocjonalne negocjacje w moim życiu. Właściciel wahał się przed podaniem mi ręki, bo byłam pierwszą osobą, którą przyszła zobaczyć mieszkanie. Był też i nie ukrywał tego, bardzo związany z tą nieruchomością. Obcy, dojrzały mężczyzna wylał wiadro łez przede mną i ja także obdarłam się z wielu warstw, abyśmy po ponad trzech godzinach mogli podać sobie rękę i podpisać umowę przedwstępną. Potem bank, decyzja kredytowa i dokładnie 08.03.2012 roku sprawiłam sobie najważniejszy prezent w moim życiu- to mieszkanie. Właśnie dlatego przedstawiam Wam teraz tą historię. Był to przełomowy moment dla mnie i tego, co niosły dla mnie kolejne miesiące. Te pięć, spędzonych tu lat, to trudny czas, pełen wyzwań, porażek, zdrowotnych problemów, ale obfity we wschody i zachody słońca zapierające dech w piersi.
W biesiady i wygłupy z przyjaciółmi, niezliczoną ilość kolacji i win na balkonie, mniejszych i większych przemeblowań.
Teraz, podczas re-edycji tego wpisu, w lipcu 2017 roku jesteśmy tuż przed wyprowadzką. TYLE zmian przed nami! Budowa domu, przeprowadzka na wieś. Mnóstwo szalonych projektów. Z sentymentem wróciłam do tego wpisu, powstałego w 2015 roku, kilka miesięcy po założeniu bloga, który tak wiele zmienił w moim życiu.
Dzielę się tą historią nie tylko z powodu nostalgii. Chciałam Was zapytać o Wasze historie zakupu Waszego wymarzonego M? I czy też jesteście wrażliwi na takie dziwne zbiegi okoliczności? Czy kompletnie nie zwracacie na to uwagi? Czekam na Wasze komentarze!