Sama komoda wymagała podobnej pracy,co stół. Czekało mnie: szlifowanie mebla, woskowanie, malowanie mebla, dodawanie mu mojego charakteru 🙂
Po kolei: wpierw wyszlifowałam mebel. Zlazł dość brzydki lakier, ciemny. Żadna piękność. Liczyłam, że wyjdzie cudny orzechowy fornir, tak, jak przy stoliczku:
Ubytki w komodzie, po zdjętej nadstawce, zeszlifowałam i uzupełniłam szpachlą akrylową. Ponieważ na blacie widoczna była konstrukcja wspierająca nadstawkę, wiedziałam, że blat i boki pomaluję farbą. Pierwsze drzwi z lewej nawet po zeszlifowaniu, nie wyglądały zbyt cudownie. Zdecydowałam więc, że okleję je tapetą. W świetny, geometryczny, pastelowy wzór. Chciałam by komoda była funky, wesoła, przyjemna. Do kremowej farby na blacie i bokach, pastele z tapety wpasowały się idealnie, zaś by odróżniała się od podłogi, dałam jej biało-złote kopytka. Efekty pozostawiam Waszej surowej ocenie! Ale pamiętajcie, to, że ja mebel pomalowałam na jasny krem i dodałam tapetę, nie znaczy, iż Wy musicie zrobić podobnie. Być zdecydowałybyście tylko zawoskować mebel. Albo pomalować go na indygo? Pokazuję Wam po prostu, co można uzyskać z takiego mebla. Więc pędzle w dłoń!
Ale stworzę coś ładniejszego, jak tylko znajdę czas:)