Mebel w całości „rozebrałam”, wykręciłam nogi-beczułki, wyjęłam szufladę, wykręciłam stare zawiasy i zdjęłam drzwiczki. Cały mebel musiałam przeszlifować, zanim cokolwiek dałoby się na niego położyć. Szpachelką odrywałam elementy, które i tak same odpadały, później szlifowałam, szlifowałam, szlifowałam. Brakowało blatu (był zakryty ceratą i pinezkami- stara szkoła), więc powyciągałam wystające gwoździe i kupiłam sklejkę pod nowy blat.
Używałam szlifierki oscylacyjnej, z końcówką typu delta, trochę taśmowej. Papiery ścierne o różnej gradacji, zaczęłam od 80, później 120. Chodziło mi głównie o zdjęcie warstw brudu, starych farb. Bo wiedziałam od początku iż mebel będzie wymagał specjalnej troski- z uwagi na grzyby i żywicę, ale bez ściągnięcia kurzu itp, nie miałoby to najmniejszego sensu. W internecie znalazłam oczywiście info, co poradzi sobie z tymi plamami- POKOST LNIANY, brzmi super tajemniczo,a to po prostu preparat służący do impregnacji. Ma dość nieprzyjemny zapach, mocno wgryza się w drewno. Dostaniecie go w każdym markecie budowlanym, nie zapomnijcie kupić także rozpuszczalnika na bazie benzyny, bo preparat ten należy rozcieńczyć.
W trakcie prac przy korpusie szafki, głównie na bokach, spod farby zaczęło wyjawiać się coś takiego. Coś tak cudownego! Kiedy już nic nie odpryskiwało- zostało do równości wyszlifowane, plamy zeszły, postanowiłam te piękne boki tylko zawoskować.